Ciupaga Orient - trasa turystyczna

Razem z Krzyśkiem wystartowaliśmy w zawodach na orientacje organizowanych w Jordanowie przez Stowarzyszenie Bikeholicy - Ciupaga Orient. Trasa nie była zbyt długa, ale za to dość trudna, jednak tym razem wszystko poszło prawie perfekcyjnie i po jakiś 4:15 minutach pobytu na trasie wróciliśmy do bazy zawodów z kompletem 12 punktów i zajęliśmy 2 miejsce.

 

Dość długo się zastanawialiśmy czy w ogóle wystartować, Jordanów to już w końcu góry, trasa zapowiadała się ciężka, a my nie mieliśmy ostatnio zbyt wiele czasu na poważne treningi, w końcu jednak zapadła decyzja, że jedziemy. Przed 8 rano zameldowaliśmy się w bazie zawodów, dostaliśmy spersonalizowane numery 24 i zaczęliśmy przygotowywać się do zawodów. Krzysiek w bazie zakupił mapnik, domowej roboty, sprzedawany przez jednego z uczestników rajdów na orientacje, w Miechowie podobny mapnik kupił sobie Wojtek, więc nasz team zdroweceny.pl jest już teraz profesjonalnie przygotowany do walki w zawodach.

O godzinie 9:00 nastąpiła odprawa techniczna i rozdanie map, otrzymujemy kartkę A4 z punktami i zaczynamy planować trasę, dochodzimy do punktu nr 13 na mapie, ale zaraz pkt 13 nie ma w opisie do mapy, ani na karcie kontrolnej, co jest grane, idę się zapytać i tylko słyszę od organizatora o k (pi pi) a. Zapomnieli dopisać, zapada szybka decyzja, punktu 13 nie ma, niektórzy już pojechali więc wysyłane są do nich SMS z wiadomością. Trasa narysowana, ruszamy, jest bardzo ciepło, słońce mocno grzeje, oj zapowiada się ciężko.

Na początek pkt 3, coś nie gra nie ma zjazdu z asfaltu, jest coś kawałek dalej, zjeżdżamy, brniemy przez mokrą błotnistą ścieżkę ale po kilku minutach zaliczamy punkt (foto). Wracamy do asfaltu i jedziemy dalej na Łętownie, zaczyna się solidny podjazd, najpierw do kulminacji drogi na asfalcie (550 m npm) i potem dalej w większości po szutrze w kierunku punktu. Jesteśmy wysoko, widoki przepiękne, ale z pkt 2 mamy problem, skręcamy sobie za wcześnie i lądujemy nie tam gdzie trzeba, przebijamy się na azymut przez łąki, trawa i pokrzywy po pas, ale końcu podbijamy punkt (foto), skręciliśmy jakieś 100 metrów za wcześnie:(. Wracamy do kulminacji drogi asfaltowej i podejmujemy dość odważną decyzję, że pkt 1 atakujemy jednak ścieżką po grzbiecie, a nie tak jak wcześniej planowaliśmy od północy po asfalcie. Jest dość ciężko, trochę pod górę, ale decyzja była słuszna w okolice punktu dojeżdżamy dość sprawnie, sam punkt (foto) jest dobrze schowany, ale inni zawodnicy znajdują go za nas:).

Teraz czas na kolejną decyzję, w planie mamy zjazd do Jordanowa niebieskim szlakiem pieszym, ale widząc wielkie kałuże (foto) przy pkt 1 i nagromadzenie poziomic na zjeździe zaczynam mieć wątpliwości czy jednak się nie wrócić. Krzysiek chcę zjeżdżać, dwie inne pary z turystycznej też decydują się na zjazd, nie ma więc wyjścia pędzimy w dół. Zjazd ciężki, miejscami musiałem sprowadzać, w jednym miejscu nawet trzeba było przenosić rowery, ale po pierwszym ciężkim kilometrze dalej już bez problemu, na rowerze w dół do samego Jordanowa - mimo moich oporów podjęliśmy kolejną słuszną decyzje.

Z Jordanowa pędzimy na Toporzysko, znam tą drogę z zielonej szkoły w Sidzinie i z mojej rowerowej wyprawy na Krowiarki. Mijamy trasę rodzinną i bardzo szybko zaliczamy łatwy pkt 12 (foto). Dalej asfaltem lekko pod górę i za remizą strażacką w Toporzysku skręcamy w prawo i rozpoczynamy stromy podjazd na pkt 11, miejscami jest naprawdę ciężko, ale już na szczycie sam punkt zaliczamy bez problemu (foto), spotykając jakiś zawodników. Oni pędzą jakiś dziwnie pod górę po zarośniętej łące, mi tu się coś nie zgadza, miała być droga, ale koniec końców jedziemy za nimi. Trochę nam odjechali, ale wyraźnie widzimy jak zaliczają pkt 10 (foto, foto, foto), dzięki temu i my mamy go bez problemów, a podobno zdarzały się problemy z jego zaliczeniem. Zjeżdżamy w dół mocno zarośniętą ścieżką, jednak większym problemów na zjeździe tym razem nie ma i po chwili jesteśmy znów na asfalcie w Toporzysku, a na wprost mamy drogę w stronę stadniny koni, gdzie znajduje się pkt 9 i bufet.

Podjeżdżamy, miejscami jest strasznie stromo, na szczęście droga jest asfaltowa i po kilkunastu minutach żmudnego kręcenia z prędkością 5 km/h dojeżdżamy do kulminacji, w lewo odbija szlak niebieski, którym zamierzamy jechać na kolejne punkty, ale najpierw kawałek w dół i jesteśmy na bufecie. Zabieramy zapas wody, jemy po drożdżówce, podbijamy pkt 9 (foto, foto) i ruszamy dalej. Na bufecie słyszymy od organizatorów, że chyba idzie nam nieźle i że jesteśmy pierwsi z turystycznej, za chwilę na punkcie pojawiają się zwycięzcy z Miechowa, czyżby faktycznie było tak dobrze, ale w końcu nie wszyscy muszą jechać tym samym wariantem co my.

Wracamy do niebieskiego szlaku i pięknym, widokowym, niestety mocno błotnistym grzbietem jedziemy na pkt 8. Po drodze wpadam w błotną kałuże i zamaczam nogi po kostki, moje buty są całe oblepione błotem, ale cóż jedziemy dalej. Po jakiś dwóch kilometrach zaliczamy pkt 8 na punkcie widokowym w miejscu skrzyżowania szlaków (foto, foto, foto, foto, foto). Z punktu widokowego zaczynają się zjazdy, a na zjazdach zaczynamy spotykać rywali z trasy turystycznej, jadących i pchających pod górę. Już po lepszej drodze dojeżdżamy do pkt 7, samego punktu o mały włos nie przegapiamy, ale po chwili udaje się go namierzyć i zaliczyć (foto). Musimy wrócić się kawałek pod górę i już po chwili pędzimy w dół przez łąkę na pkt 6, sam punkt trafiamy bez większych problemów foto. Idziemy nam bardzo dobrze, zostały już tylko dwa punkty, pkt 5 zapowiada się na łatwy, ale pkt 4 wygląda na znacznie trudniejszy.

Wypadamy na asfalt w miejscowości Wysowa, czeka nas dość ciężki podjazd (foto) w pełnym słońcu do centrum pod dworek obronny gdzie ma znajdować się pkt 5. W pobliże dworka dojeżdżamy bez problemu, widać go z drogi, ale przy samym dojeździe na miejsce wybieramy zły wariant i podjeżdżamy jakoś od tyłu, chwile szukam punktu, znajduje go Krzysiek który podszedł z drugiej strony. Dworek całkiem ładny a co najważniejsze pkt 5 zaliczony (foto, foto). Kawałek zjazdu po asfalcie i skręcamy w las i atakujemy ostatni już dziś punkt czyli pkt 4. Na początek niemiła niespodzianka, leśną drogę utwardzono takimi głazami, że musimy prowadzić rowery, nie szczęście po chwili można już jechać, wszystko się zgadza nasza leśna ścieżka w pewnym momencie zakręca w lewo i po chwili jest punkt - ruiny domu. Coś się nawet zaczynam zastanawiać, coś za szybko pojawił się ten punkt no i nie ma żadnych ruin, a lampion wisi sobie na krzaczku (foto), jednak na kartce jak byk jest napisane ruiny, podbijamy i z kompletem pędzimy na metę.

Po kilkuset metrach okazuje się, że jednak tak nie pędzimy, drogę tarasują wielkie wyrwane z korzeniami drzewa, na szczęście da się jakoś po nich przejść. Po chwili dojeżdżamy do jakiś zabudowań i już asfaltem pędzimy do stacji PKP Jordanów, przejeżdżamy tory i pozostaje nam już tylko ostatni podjazd na rynek w Jordanowie. Idzie ciężko ale po kilku minutach przecinamy rynek i pędzimy już w dół do bazy zawodów w Gimnazjum. Dojeżdżamy oddajemy karty, jesteśmy drudzy za parą która wygrała w Miechowie, strata spora bo aż 29 minut, ale chyba możemy być siebie zadowoleni - mamy 2 miejsce:)

Trasa turystyczna kolejność punktów 3, 2, 1, 12, 11, 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4

Dystans: 46,04 km    |    Czas: 3:25:25    |    Średnia prędkość: 13,44 km/h |    Podjazdy: 894 m

Data: 2014-06-09   

Trasa wycieczki:

Mapa:

Galeria

obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek
obrazekobrazekobrazek